3 przypadki płonących elektryków – od maja do lipca 2023

3 przypadki płonących elektryków – od maja do lipca 2023 Pixabay_Prawny
24.7.2023

Od początku nastania ciepłych dni w Polsce, głośno zrobiło się o pożarach samochodów elektrycznych. Co spowodowało te wypadki? Czy były to incydenty motoryzacyjne, czy może – tak naprawdę – „elektryki” nie są ekologiczne, a ich użytkowanie staje się coraz bardziej niebezpieczne? Omawiamy ostatnie wydarzenia. 

Na początku czerwca, w Warszawie, doszło do pożaru samochodu elektrycznego zaparkowanego w centrum miasta. Zniszczenia samochodu były tak duże, że ustalenie marki pojazdu wymagało czasu i dokładniejszej ekspertyzy. Ogień dosięgnął również stojący obok samochód. Na szczęście oba pojazdy były puste, a żywioł nie zdążył przenieść się dalej. 

Zakaz wjazdu elektrykom?

Z ustaleń wynika, że w płomieniach stanął niewielki elektryk chińskiej marki T-King. Prawdopodobną przyczyną było zwarcie instalacji elektrycznej. Według relacji świadków najpierw zaczęło się palić wnętrze samochodu, a potem pożar rozprzestrzenił się na resztę samochodu. T-King EV03 to pojazd napędzany silnikiem elektrycznym o mocy 14 KM, wspieranym przez niewielki akumulator o pojemności 7.2 kWh. Według danych technicznych ten elektryczny samochód może rozpędzić się do 85 km/h i przejechać – na jednym ładowaniu – nawet 100 km.

W mediach rozpoczęła się dyskusja społeczna, czy w związku z podobnymi incydentami „elektryki” powinny parkować w garażach podziemnych. Wciąż mało wiemy o firmach produkujących tego rodzaju pojazdy, a gaszenie ewentualnych pożarów bywa utrudnione. Nie bez znaczenia są miejsce akcji i dostęp do płonącego samochodu. Bardzo istotne jest także posiadanie specjalistycznego sprzętu strażackiego oraz szybka interwencja odpowiednich służb

Nagonka w mediach

Niedawno w Gdańsku wzywano straż pożarną na stację paliw. Zgłoszenie dotyczyło płonącego samochodu elektrycznego. Na miejsce przybyło 5 zastępów straży, stacja została zamknięta, a samo gaszenie pojazdu zajęło kilka godzin. Najpierw intensywnie podawano wodę, w celu schłodzenia baterii. Nstępnie monitorowano temperaturę urządzeń, żeby wykluczyć kolejny zapłon. Ugaszony samochód elektryczny przetransportowano bezpiecznie poza obręb stacji. Strażaków wspierali policjanci, którzy koordynowali ruch samochodowy wokół stacji paliw. Tak jak w poprzedniej historii wypadku, nikomu nic się nie stało. Kierowca „elektryka” opuścił pojazd jeszcze przed przyjazdem zastępów straży pożarnej. 

Jak podkreślają eksperci z portalu Wysokie Napięcie, pożary samochodów elektrycznych to wciąż incydentny – zdarzają się bardzo rzadko i zwykle dotyczą starszych pojazdów tego typu, sprowadzanych do Polski w okazyjnych cenach... Jednak każda taka informacja jest bardzo medialna i chętnie opisywana na różnych stronach internetowych, wraz z dodaną relacją zdjęciową, wypowiedziami zwolenników i przeciwników takiego motoryzacyjnego rozwiązania.

Zapewne wynika to z długości akcji ratowniczych, które zwykle – poza ugaszeniem pożaru – polegają też na czynnościach obserwacyjnych, kontrolnych. A także na odpowiednim zabezpieczeniu miejsca zdarzenia. Stąd liczne głosy, że ekologiczne samochody elektryczne wcale nie są takie oszczędne w użytkowaniu. Gdy dochodzi do ich zapłonu, sprawa może wydawać się bardziej skomplikowana, niż w przypadku samochodów spalinowych.

Jednak najczęściej media społecznościowe zamieszczają niesprawdzone wiadomości i zdjęcia pożarów, które nie dotyczą bezpośrednio samochodów elektrycznych, ale pożarów, któe wybuchły w ich otoczeniu i przeniosły się dalej, np. na zaparkowane w okolicy „elektryki”. Niemniej, zdjęcia płonących samochodów elektrycznych krążą w sieci i są udostępniane na różnych grupach społecznościowych. 

Długie gaszenie

W nocy, z soboty na niedzielę, z 22 na 23 lipca w ogniu stanął Minivan Nissan, zaparkowany przy ul. Zabrodzkiej we Wrocławiu. Nie było żadnych osób poszkodowanych, a akcja gaszenia zajęła 4 godziny. Na miejsce przybyły 4 wozy strażackie. Dlaczego tyle czasu zajmuje opanowanie niebezpiecznej sytuacji? Czas gaszenia samochodów elektrycznych zależy od stopnia nagrzania baterii i może być on znacznie dłuższy niż w przypadku samochodów spalinowych. 

W historii z Wrocławia zużyto 12 ton wody, a temperaturę ferelnej baterii monitorowano kamerą termowizyjną. Chłodzona była obudowa baterii, a nie same ogniwa, dlatego po czynnościach strategicznych i zatrzymaniu ognia, strażacy musieli pozostać na miejscu zdarzenia, żeby sprawdzać, co dalej będzie się działo z pojazdem. Żeby nie doszło do rozszczelnienia baterii, a spływająca woda nie zatruła gruntu, całą akcję prowadzi się bardzo powoli, z zachowaniem szczególnej ostrożności. Strażacy podkreślają, że w temacie gaszenia pojazdów elektrycznych brakuje im specjalistycznych szkoleń, a także sprzętu ułatwiającego tę trudną pracę. W lipcowym pożarze Minivan Nissan spłonął doszczętnie, na szczęście nie doszło do skażenia środowiska, któremu przecież samochody elektryczne mają się przysłużyć.  

Źródło: Materiały redakcyjne 

O Autorze

autoEXPERT – specjalistyczny miesięcznik motoryzacyjny, przeznaczony dla osób zajmujących się zawodowo naprawą, obsługą, diagnostyką i sprzedażą samochodów oraz produkcją i sprzedażą akcesoriów motoryzacyjnych, części zamiennych i materiałów eksploatacyjnych.

Tagi artykułu

autoExpert 11 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę