Złudne normy

Maciej Blum
Maciej Blum
3.6.2016

Jakiś czas temu głośno było o skandalu związanym z fałszowaniem przez Volkswagena wyników testów emisji substancji szkodliwych. Nie trzeba było długo czekać na podobne informacje o innych producentach samochodów. W zeszłym miesiącu okazało się bowiem, że również Mitsubishi manipulowało danymi swoich testów.

Sprawa nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie fakt, że koreańscy klienci zarzucili Nissanowi zbyt wysokie zużycie paliwa. Chodziło o modele Quashqai i Dayza, które były podwykonywane przez koncern Mitsubishi. Na tym się jednak nie skończyło. Mitsubishi „eK Wagon” oraz „eK” to kolejne modele, co do których były zastrzeżenia odnośnie większego od deklarowanego przez producenta apetytu na paliwo. Prezes Mitsubishi w oficjalnym oświadczeniu potwierdził, że wyniki testów zużycia paliwa i emisji spalin „naciągano” już od 1991 roku.

Koncern Suzuki to następny producent samochodów, który przyznał się do manipulacji. W tym przypadku testy przeprowadzano w tunelach aerodynamicznych, eliminując wpływ warunków atmosferycznych, które w okolicach toru testowego tego producenta bywały niekorzystne. Tłumaczono to tym, że tor testowy znajduje się zbyt blisko morza i wiatr mógłby niekorzystnie wpłynąć na wyniki pomiarów.

Cała afera zapoczątkowana przez Volkswagena i obejmująca największych producentów samochodów na świecie skłania do refleksji. Otóż mam wrażenie, że głównym celem, który stawiają sobie producenci aut jest osiąganie coraz bardziej wyśrubowanych norm emisji spalin. Niestety, jest to dla nich trudne do zrealizowania lub wymaga poniesienia tak wysokich kosztów, że niemożliwe staje się produkowanie samochodów o wyznaczonych parametrach w określonym pułapie cenowym. Trzeba by albo doposażyć auto w dodatkowe systemy oczyszczania spalin – przez co podrożałoby, albo ograniczyć jego osiągi do tego stopnia, że jazda stałaby się męką, a nie przyjemnością.

Jak widać producenci dbali o klientów i nie chcieli ich zbytnio obciążać finansowo ani irytować słabymi osiągami samochodów. Przy tym wyprodukowanie auta mniej kosztowało. Dodatkowo firmy płaciły niższe kary za przekroczenie limitu emisji CO2, co wprost wynikało z rzekomego – mniejszego zużycia paliwa. Oszczędności okazały się jednak pozorne. Oprócz zamieszania na najwyższych stołkach koncernów, w grę wchodzą pozwy zbiorowe i odszkodowania, które koncerny będą musiały płacić inwestorom w związku ze spadkiem cen akcji.

Jaki jest finał tych wszystkich afer? Dość ciekawy – Volkswagen na początku 2016 roku zanotował wzrost sprzedaży o prawie 3% w skali globalnej. Na temat Mitsubishi i Suzuki jeszcze nic nie wiadomo, bo ich sprawy wypłynęły niedawno, jednak wydaje mi się, że podobnie jak w przypadku Volkswagena – kierowcy wierni danej marce nie przesiądą się do innych aut.

O Autorze

Tagi artykułu

Zobacz również

autoExpert 04 2024

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę