Cezary Kruk: Tajemnica tajemnic

Czasami ktoś anonsuje mi konfidencjonalnym szeptem: „Powiem ci coś w tajemnicy...”, dodając niekiedy do tego: „Tylko obiecaj, że nikomu nie powtórzysz”. Nie lubię tajemnic, bo tworzą one specjalną kategorię informacji. Chcąc dochować tajemnicy, muszę pamiętać, że jest ona tajemnicą.

Ponieważ niekiedy ktoś nawiąże do czegoś, co łączy się z tą lub inną powierzoną mi tajemnicą, muszę dodatkowo pamiętać, kto przekazał mi daną tajemnicę. Jeśli wspomni o tym ta sama osoba, mogę z nią swobodnie rozmawiać, ale gdy zrobi to ktoś inny, muszę ważyć każde słowo.
Zdarza się, że jakąś tajemnicę na ten sam temat przekażą mi dwie osoby. To jeszcze bardziej komplikuje sytuację, bo obie wersje nigdy nie pokrywają się ze sobą. W takim przypadku muszę jeszcze pamiętać, które elementy tajemnicy wyjawiła mi jedna, a które druga osoba.
Sprawnie przetwarzam informacje, ale nie radzę sobie z ich przechowywaniem. Kiedyś myślałem, że zapominanie jest najlepszym sposobem na zarządzanie tajemnicami. Gdy czegoś nie pamiętam, nie mogę tego nikomu wyjawić. Proste!
Później zorientowałem się, że moja niepamięć jest wybiórcza. Mogę zapomnieć o jakiejś tajemnicy, ale mogę też ją pamiętać, ale zapomnieć, że jest tajemnicą, albo pamiętać to i to, ale zapomnieć, kto mi tę tajemnicę zdradził. Takich możliwości jest więcej. W efekcie dysponuję strzępkami informacji, ale nie wiem, skąd one pochodzą, czym są i co znaczą oraz nie mam pojęcia, czy są one kompletne, istotne i prawdziwe. Tajemnicą tajemnic byłaby odpowiedź na te wszystkie pytania.
Ludzie mają nieprzepartą potrzebę komunikowania się. Przekazują sobie słowa i obrazy, korzystając z coraz to nowszych technik. Wszystko to przechodzi przez stacje pośrednie, jest po drodze rejestrowane, a później przetwarzane. Wątpię, że te automatyczne przetworzenia tworzą coś wartościowego, ale nie mam wątpliwości, że urządzenia do przechowywania danych są skuteczne. Czyli, działają odwrotnie niż ja: słabo radzą sobie z przetwarzaniem informacji, ale za to świetnie z ich przechowywaniem. Nawet te marnie przetworzone informacje na nasz temat mają dla kogoś wartość, krążą więc między tymi, którzy je gromadzą, a tymi, którzy są skłonni za nie zapłacić. W efekcie coraz mniej z tego, co robimy, jest jeszcze tajemnicą.
Austriacki importer Volkswagena zamierza montować w samochodach opcjonalne rejestratory parametrów. Dziś jest to opcja – za kilka lat „czarne skrzynki” będę montowane obowiązkowo we wszystkich autach. Prototyp nazywa się DiBox i ma kosztować 350 euro oraz 49 corocznego abonamentu. Dzięki niemu będziemy mogli monitorować pojazd. Bez problemu zlokalizujemy zaparkowany samochód lub dowiemy się, że poziom paliwa zbliża się do rezerwy. Będziemy mogli śledzić przebyte trasy, sprawdzać czas pokonania poszczególnych odcinków czy analizować prędkość jazdy na danych etapach.
Rzecz w tym, że te same informacje będą dostępne dla producenta urządzenia, dla każdego, kto będzie zawiadywał siecią łączącą rejestrator ze smartfonem, oraz dla kogokolwiek, kto będzie dość sprytny, aby włamać się do tej sieci. W razie wykroczenia czy wypadku z danych tych skorzystają odpowiednie służby, a my będziemy mieli jeszcze mniej tajemnic.
Jak zarządzać tajemnicami? Ćwierć wieku temu odpowiedziałbym, że nie powinniśmy powierzać nikomu własnych i odmawiać powierzania nam cudzych. Obecnie to już nie działa. Nie mamy kontroli nad tym, kto i co o nas wie, wydaje mu się, że wie, albo wydaje mu się, że jest to o nas. Najlepiej zrezygnujmy ze wszelkich tajemnic. Gdy wszystko będzie jawne, każda informacja – prawdziwa bądź fałszywa – stanie się tyle samo warta, co każda inna. Czyli: nic.

autoExpert 12 2025

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę