Cezary Kruk: Łapać złodzieja!

W którejś księdze przygód Tytusa Romka i A’Tomka pada pytanie: „Kto jest lepszy: dobry złodziej czy zły dobrodziej?”. Na pierwszy rzut oka jest to gra słów i tym właśnie jest to zdanie – na pierwszy rzut oka. Ponieważ zawiera ono w sobie głębszą treść, lubię zadawać to pytanie różnym osobom.
Nie notowałem i nie podsumowywałem statystyk, ale mam wrażenie, że przeważająca część moich respondentów stawia na dobrego złodzieja. Słowa „złodziej” i „dobrodziej” nie budzą na ogół większych wątpliwości. Pierwszy to ten, który kradnie, a drugi – ten, który czyni dobro. Inaczej jest ze słowami „dobry” i „zły”.
Zło definiuje się raz jako brak dobra, a innym razem jako jego przeciwieństwo. Oba te pojęcia tworzą hierarchiczne skale: coś może być bardziej lub mniej dobre albo złe. Niekiedy mówi się o czystym dobru czy złu. Oba pojęcia są względne: to, co dla jednego jest dobre, dla innego będzie obojętne lub wręcz złe. Nic dziwnego, że dobro i zło zajmowały od początku poczesne miejsce w rozważaniach filozofów.
Kim jest zatem dobry złodziej? Jeżeli odnosimy to określenie do jego fachu, to jest to ktoś, kto sprawnie kradnie i nie daje się złapać. Kimś takim był Frank Abagnale, który przybierał różne tożsamości i podrabiał dokumenty, aby wyłudzać pieniądze z banków. W opartym na motywach zaczerpniętych z jego autobiografii filmie „Złap mnie, jeśli potrafisz” w rolę złodzieja wcielił się Leonardo DiCaprio.
Sam Abagnale jest obecnie doradcą do spraw bezpieczeństwa i wykładowcą w FBI. W Polsce mieliśmy Zdzisława Najmrodzkiego, który ukradł w sumie około 100 Polonezów, okradał z luksusowych dóbr Peweksy, a aresztowany obezwładnił milicjanta, zabrał mu mundur i opuścił areszt. Uciekał skutecznie w sumie 29 razy.
Jeśli odniesiemy natomiast to określenie do postawy życiowej, dobrym złodziejem będzie ten, kto kradnie w imię wyższych celów. Tu łatwiej jest podać przykłady postaci fikcyjnych, takich jak Robin Hood czy Janosik. Obaj okradali bogatych i rozdawali majątek biednym. Nietrudno zgadnąć, że legend o Robin Hoodzie i Janosiku nie wymyślili ludzie majętni. Inaczej ma się sprawa ze złym dobrodziejem. To ktoś, kto jedynie udaje dobrodzieja, a w rzeczywistości kieruje się niskimi pobudkami i partykularnymi celami. Wielu uważa za taką osobę Billa Gatesa – twórcę Microsoftu i współwłaściciela charytatywnej fundacji – która, zdaniem ekspertów, służy unikaniu płacenia podatków, a pozwala na inwestowanie w przemysły farmaceutyczny, tytoniowy, alkoholowy i inne.
Przykładu złego dobrodzieja z Polski nie podam, bo i tak redakcja by mi to wykreśliła, tak jak wykreśla mi wzmianki o polskich politykach, urzędnikach czy przedsiębiorcach, aby uchronić ich przed wytoczeniem mi procesu i późniejszym publicznym upokorzeniem ich przeze mnie na sali sądowej i w mediach.
A teraz będzie zagadka. Złodziejska szajka z Czech specjalizowała się w kradzieżach Skod Octavii. Kradli po kilka samochodów dziennie, wykonując 30% tamtejszej złodziejskiej normy. Skala ich działań spowodowała, że zanosiło się na długie i skomplikowane śledztwo. Policja nie chciała aresztować ich pojedynczo, żeby nie spłoszyć pozostałych członków gangu. Aby zmniejszyć straty, policjanci zaczęli wykradać skradzione auta złodziejom i oddawać je właścicielom.
I tu pojawia się pytanie: kim stali się czescy policjanci – dobrymi złodziejami czy złymi dobrodziejami? Przed udzieleniem odpowiedzi proszę rozważyć, co by było, gdyby czescy policjanci zamiast okradać złodziei postanowili mordować morderców, gwałcić gwałcicieli albo chuliganić u chuliganów.
CEZARY KRUK


