Sto lat!

W remizie strażackiej w Livermore w północnej Kalifornii wciąż świeci czterowatowa żarówka z dmuchanego szkła z żarnikiem wykonanym z węgla, którą zapalono w 1901 roku. Zaprojektował ją Adolf Chailet, ale jego konstrukcja przegrała z mniej żywotną żarówką opracowaną przez Tomasza Edisona.

Nikt nie był wówczas w stanie przewidzieć, że żarówka Chaileta może przetrwać ponad sto lat, ale nie ulegało wątpliwości, że jest ona znacznie trwalsza od projektu Edisona. Współczesnym żarówkom daleko pod względem żywotności nawet do edisonowskich, bo i te okazały się w praktyce nazbyt trwałe.

Wytwarzanie niezawodnych i niezniszczalnych produktów powoduje, że spada popyt na ich kolejne wersje, co pogarsza koniunkturę i doprowadza w rezultacie do recesji. Obcując z różnymi technologiami, które pojawiały się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, niezmiennie obserwowałem jedną i tę samą prawidłowość. Pierwsza wersja nowego urządzenia była zawsze wykonywana w zgodzie z wyśrubowanym reżimem technologicznym i sporządzana z komponentów o dużej trwałości. Chodziło o dwie rzeczy. Po pierwsze, nowinka technologiczna powinna być niezawodna, żeby nie zniechęcić do niej odbiorców. Po drugie, aby dowiedzieć się, które podzespoły można wytworzyć z gorszych materiałów, trzeba najpierw przetestować w pełni funkcjonalne urządzenie i określić, w jakim stopniu zużywają się jego poszczególne części.

Podobnym prawidłowościom podlega też rynek motoryzacyjny. Ferdynand Porsche kazał badać stan aut na złomowiskach, aby ustalać, które podzespoły zużyły się w najmniejszym stopniu, co pozwalało produkować je z materiałów gorszej jakości i – tym samym – oszczędzać na produkcji, a nawet zarabiać na serwisie.

Z biegiem czasu proceder ten zyskał nawet zgrabną nazwę: zamierzona nieprzydatność, czyli planned obsolescence. Jego pierwszymi elementami są: częste wprowadzanie nowych modeli aut, wyraźnie różniących się od aktualnych, i dwukrotnie częstszy facelifting. To miękkie zachęty dla tych, którzy chcą nadążać za trendami. Twardszą metodą jest postarzanie techniczne. Zasada jest prosta: trwałość komponentów nie powinna być wyższa niż określony w gwarancji bezawaryjny przebieg. Aby zniechęcić klientów do serwisowania pojazdów, projektuje się je tak, by ich naprawa była jak najbardziej skomplikowana, a co za tym idzie – kosztowna, i wyposaża się je w wyrafinowane, choć zawodne lub szkodliwe nowinki techniczne. Dzięki tym zabiegom, autoryzowane stacje obsługi zarabiają obecnie więcej na przeglądach i naprawach aut niż salony na ich sprzedaży.

Przenieśmy teraz te rozważania na sferę społeczną... Wydłużanie się średniej wieku i spadający przyrost naturalny w społeczeństwach rozwiniętych rodzą problemy związane z niewydolnością systemów emerytalnych i rosnącymi kosztami opieki medycznej. Prędzej czy później organizmy państwowe pójdą w ślady koncernów produkujących żarówki czy samochody i wprowadzą restrykcje, które będą ratowały poszczególne kraje przed zapaścią ekonomiczną. Śpiewajmy więc solenizantom „Sto lat!”, póki jeszcze możemy, bo w końcu ktoś nam to ukróci.

 

autoExpert 1–2 2025

Chcesz otrzymać nasze czasopismo?

Zamów prenumeratę