Lekarzu, lecz się sam!

Podobne doświadczenia ze szpitalem polowym miał główny bohater „Paragrafu 22”. Aby tam trafić, trzeba było mieć temperaturę ponad 39 °C. Chorym z niższą temperaturą aplikowano na palce u stóp i dziąsła gencjanę oraz – żeby się ich szybciej pozbyć – środki przeczyszczające.
W szpitalu stosowano już bardziej wyszukane metody. Symptomatyczny jest przypadek "żołnierza w bieli”, który składał się wyłącznie z gazy, gipsu i termometru. Żołnierza w bieli zamordowała pielęgniarka, spoglądając na termometr i stwierdzając, że pacjent nie żyje. Gdyby nie sprawdziła temperatury, żołnierz w bieli mógłby sobie żyć dalej w najlepsze. Zanim zmarł, był podłączony do dwóch słoików. Pierwszy wisiał na stojaku i sączył płyn gumową rurką do ramienia pacjenta. Drugi stał na podłodze i odbierał płyn wypływający z cynkowej rurki wystającej z krocza pacjenta. Gdy pierwszy
słoik się opróżniał, a drugi napełniał, siostry zamieniały je ze sobą miejscami.
Twórcze metody rozwiązywania nietrywialnych problemów nie ograniczają się do sfery opieki medycznej i nie są wyłącznie domeną literatury pięknej. Otóż niedawno media doniosły, że drogowcy z Bydgoszczy poradzili sobie z pozwami o odszkodowania z tytułu uszkodzeń pojazdów na dziurawych drogach. Zamiast łatać drogi, stawiają na nich hurtowo znaki „Ograniczenie prędkości do 30 km/h”. Jeśli toś uszkodzi pojazd na takiej drodze, to oczywiste jest, że przekroczył na niej dozwoloną
prędkość. Pomysł, który zrodził się w Bydgoszczy, podchwycono skwapliwie we Wrocławiu. Z tą różnicą, że tu stawia się znaki „Uwaga! Uszkodzona nawierzchnia”.
Kiedy dowiaduję się o takich panaceach, przychodzi mi do głowy powiedzenie: "Lekarzu, lecz się sam!”. Gdyby ktoś mnie spytał: „Na co?”, bez wahania odparłbym: „Na głowę”. Na początek proponuję smarować czoło gencjaną.